Przejeżdżam przez Czarną Górną, a u jej wylotu mijam dwa Iże wkomponowane w bramę. Przejeżdżam jeszcze ze trzysta metrów, aż nagle jakaś siła sama wciska hamulec. W ten sposób znajduję to, czego tak bardzo mi brakowało, czyli piękne miejsce i ciekawych kompanów – Bieszczadzką Przystań Motocyklową. Za nim tam zacumowałem moim Junakiem, postanowiłem skończyć to, co zacząłem rano, czyli Wielką Pętlę Bieszczadzką.
Wiem. że motocykle to nie kampery ale może komuś się przyda.
http://www.motocyklemwbieszczady.pl/