Rowerem do Kazimierza Dolnego
Regulamin forum
Wykorzystywanie, powielanie i kopiowanie treści autorskich - tekstów, zdjęć z Forum KBP - Karawanier bez zgody Autora i Administratora Forum, jest zabronione.
© 2012-2023 KBP Karawanier.
Proszę zamieszczać swoje relacje te karawaningowe i te innymi środkami transportu.
Z racji ograniczonej pojemności serwera, prosiłbym o wklejanie w relacje linków do zdjęć, a nie samych fotek.
Wykorzystywanie, powielanie i kopiowanie treści autorskich - tekstów, zdjęć z Forum KBP - Karawanier bez zgody Autora i Administratora Forum, jest zabronione.
© 2012-2023 KBP Karawanier.
Proszę zamieszczać swoje relacje te karawaningowe i te innymi środkami transportu.
Z racji ograniczonej pojemności serwera, prosiłbym o wklejanie w relacje linków do zdjęć, a nie samych fotek.
Rowerem do Kazimierza Dolnego
Opiszę swoją podróż, która co prawda nie jest podróżą karawaningową, jednak warto było taką podróż odbyć i opisać, aby doświadczyć czegoś, czego nie można doświadczyć podczas podróży karawaningowych.
Wczoraj wróciłem z 520 kilometrowej wycieczki rowerowej do Kazimierza Dolnego, którą rozpocząłem 21 sierpnia, a zakończyłem 25 sierpnia i chcę „ na gorąco” podzielić się swoimi wrażeniami z szanownymi czytelnikami naszego zacnego forum.
Po pierwsze dałem radę przejechać bezproblemowo całą trasę tam i z powrotem w ciągu czterech dni +jeden dzień na zwiedzanie Kazimierza, pokonując ogółem około 520 kilometrów. Dzienny przebieg oscylował w granicach 110 – 140 kilometrów. Nie jest to dużo, ale należy wziąć pod uwagę fakt, że podróżowałem z całym turystycznym ekwipunkiem o wadze e granicach 20-25 kg. Przejechana trasa różni się nieco od tej pokazanej na mapie. Nadłożyłem nieco kilometrów z powodu braku oznakowań dróg. Nie wiem czy przygotowujemy się do wojny i chcemy, jako państwo utrudnić wrogowi swobodne poruszanie się po kraju, czy po prostu wynika to bałaganu i tumiwisizmu lokalnych zarządców dróg. Brak oznaczeń na skrzyżowaniach dróg, zmuszał mnie do wielokrotnego proszenia mieszkańców danej okolicy o wskazanie właściwego kierunku jazdy. Nie chciałem korzystać z GPS, bo uważam, że liczy się każdy kilogram przewożonego ekwipunku, a poza tym urządzenia elektroniczne ( w tym GPS) lubią wprowadzać w błąd i potrzebują prądu, o który na rowerze jest raczej trudno. Podczas mojej podróży spotykałem się z wieloma wyrazami sympatii i ludźmi, którzy chętnie służyli mi pomocą. Niespieszna podróż i obserwacja polskiej prowincji, pozwoliła mi zobaczyć jak naprawdę żyją ludzie. Okazuje się, że obrazy przekazów telewizyjnych jakoś nie bardzo przystają do rzeczywistości. Polska bogactwa, dobrobytu i blichtru nijak się ma do zagubionych świętokrzyskich wiosek, gdzie panuje bezrobocie i beznadzieja, a głównym punktem wymiany informacji jest lokalny spożywczak, obficie zaopatrzony w piwo. W tych wioskach, oprócz biedy, jest i bogactwo, ale nie wystaje ono pod sklepem. Bogactwo ukrywa się w kolorowych domach schowanych za ładnymi ogrodzeniami. Te dwa światy koegzystują ze sobą, ale o ile ten „lepszy” świat dobrze widać, o tyle ten drugi chowa się wstydliwie. Mieszkańcy tego „gorszego świata”, mamieni przez wyrachowanych i cynicznych politykierów obietnicami, iż to właśnie ich rząd zmieni im życie na lepsze, sprzedają politykom swoje wyborcze poparcie w zamian za iluzje i fantasmagorie nie mające pokrycia w rzeczywistości. Proszę też nie sugerować się tym, że opisane powyżej zjawiska to domena tzw. "Polski B", bo jest to nieprawda. Taka "Polska B" jest tuż za naszymi opłotkami. Wystarczy tylko ruszyć się z domu.
Moja trasa przejazdu
Podczas podróży przeżyłem ciekawe doświadczenie, potwierdzające moją tezę o życzliwości ludzi. Otóż przyjechałem na przystań promową w Janowcu po godzinie 20.00, czyli po godzinie, do której przeprawa promowa jest czynna. Poprosiłem pana obsługującego prom o zrobienie jeszcze jednego kursu na drugi brzeg ( do Kazimierza), bo nie mam gdzie zanocować po tej stronie Wisły. Sympatyczny Charon (przewoźnik dusz przez rzekę Styks) uruchomił prom i za całe 6 zł przewiózł mnie jak panisko na drugi brzeg, skąd udałem się na nocleg pod namiotem na kempingu u Pana Pielaka.
Po nocnym wypoczynku udałem się na zwiedzanie Kazimierza, ale raczej gwoli udokumentowania mojego pobytu w tym mieście, niż jego zwiedzania, gdyż w Kazimierzu już wielokrotnie bywałem.
Spichlerz „Pod Wianuszkami” z lat 80. XVII w. przy ul. Puławskiej 64
Spichlerz Feuersteina z XVI w. z późnorenesansowym szczytem
Spichlerz Ulanowskich z 1591 r., ul. Puławska 34 (Muzeum Przyrodnicze)
Kościół farny św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja – zbudowany w latach 1586–1589
Tablica upamiętniająca katastrofę samolotową, w której zgięła para prezydencka i delegacja rządowa udająca się na uroczystości do Katynia. Proszę zwrócić uwagę, że na tablicy napisano” zginęli”, a nie „polegli”, co poddaje w wątpliwość oficjalny dogmat "religii smoleńskiej" o tym zdarzeniu.
Przystań wiślanych statków wycieczkowych
Rynek w Kazimierzu Dolnym- zabytkowa studnia
Kamienice Przybylów w Rynku
Drewniana zabudowa przy rynku
Pomnik psa „Werniksa”
Tuż przy kazimierskim Rynku znajduje się brązowy posąg psa. Żadna wycieczka nie ominie kundelka, głaszcząc go po nosie na szczęście. Dlatego też piesek ma już wygłaskany nosek, znacznie jaśniejszy od reszty pomnika. Pies, którego pomnik tak intryguje turystów, wabił się Werniks i przewodził wszystkim kazimierskim psim ulicznikom. Był on psem na tyle wyjątkowym, że znalazł się człowiek, który postanowił go przygarnąć. Zbigniew Szczepanek, malarz. Wkrótce potem wraz z psem wyjechał na stałe do Gdańska. Werniks jeszcze do Kazimierza powrócił- by pozować rzeźbiarzowi przy tworzeniu posągu. Był już wtedy bardzo stary i prawie ślepy. Ale opowieści o „Werniksie” tych „prawdziwych” i tych mniej prawdziwych jest znacznie więcej.
Ulice prowadzące do rynku
W głębi kadru widoczna Kamienica Celejowska. Dziś w kamienicy mieści się oddział Muzeum Nadwiślańskiego.
Królowa polskich rzek
Zamek w Kazimierzu
A to Kazimierz Wielki i ja
Wejście na szczyt góry Trzech Krzyży – najlepszego miejsca do podziwiania panoramy Kazimierza
A oto i szczyt wzniesienia
Trudy wspinaczki rekompensują takie piękne widoki.
Koła łopatkowe wiślanego bocznokołowca parowego „Traugutt”. Pamiętam ten stateczek stojący na przystani wycieczkowej, gdy przed ponad 20 laty przyjechałem do Kazimierza po raz pierwszy. Tylko tyle z niego zostało.
Na tym zakończyła się moja przygoda z Kazimierzem Dolnym.
Oczekiwanie na prom do Janowca.
Na promie
Zamek w Janowcu
Popas w wiosce Odrowążek po całym dniu jazdy.
W piątek ( 25 sierpnia) o godzinie 19.00 dojechałem do domu, udowadniając sobie, że jeżeli się chce, to można pokonać swoje słabości. I to już jest koniec mojej opowieści.
Wczoraj wróciłem z 520 kilometrowej wycieczki rowerowej do Kazimierza Dolnego, którą rozpocząłem 21 sierpnia, a zakończyłem 25 sierpnia i chcę „ na gorąco” podzielić się swoimi wrażeniami z szanownymi czytelnikami naszego zacnego forum.
Po pierwsze dałem radę przejechać bezproblemowo całą trasę tam i z powrotem w ciągu czterech dni +jeden dzień na zwiedzanie Kazimierza, pokonując ogółem około 520 kilometrów. Dzienny przebieg oscylował w granicach 110 – 140 kilometrów. Nie jest to dużo, ale należy wziąć pod uwagę fakt, że podróżowałem z całym turystycznym ekwipunkiem o wadze e granicach 20-25 kg. Przejechana trasa różni się nieco od tej pokazanej na mapie. Nadłożyłem nieco kilometrów z powodu braku oznakowań dróg. Nie wiem czy przygotowujemy się do wojny i chcemy, jako państwo utrudnić wrogowi swobodne poruszanie się po kraju, czy po prostu wynika to bałaganu i tumiwisizmu lokalnych zarządców dróg. Brak oznaczeń na skrzyżowaniach dróg, zmuszał mnie do wielokrotnego proszenia mieszkańców danej okolicy o wskazanie właściwego kierunku jazdy. Nie chciałem korzystać z GPS, bo uważam, że liczy się każdy kilogram przewożonego ekwipunku, a poza tym urządzenia elektroniczne ( w tym GPS) lubią wprowadzać w błąd i potrzebują prądu, o który na rowerze jest raczej trudno. Podczas mojej podróży spotykałem się z wieloma wyrazami sympatii i ludźmi, którzy chętnie służyli mi pomocą. Niespieszna podróż i obserwacja polskiej prowincji, pozwoliła mi zobaczyć jak naprawdę żyją ludzie. Okazuje się, że obrazy przekazów telewizyjnych jakoś nie bardzo przystają do rzeczywistości. Polska bogactwa, dobrobytu i blichtru nijak się ma do zagubionych świętokrzyskich wiosek, gdzie panuje bezrobocie i beznadzieja, a głównym punktem wymiany informacji jest lokalny spożywczak, obficie zaopatrzony w piwo. W tych wioskach, oprócz biedy, jest i bogactwo, ale nie wystaje ono pod sklepem. Bogactwo ukrywa się w kolorowych domach schowanych za ładnymi ogrodzeniami. Te dwa światy koegzystują ze sobą, ale o ile ten „lepszy” świat dobrze widać, o tyle ten drugi chowa się wstydliwie. Mieszkańcy tego „gorszego świata”, mamieni przez wyrachowanych i cynicznych politykierów obietnicami, iż to właśnie ich rząd zmieni im życie na lepsze, sprzedają politykom swoje wyborcze poparcie w zamian za iluzje i fantasmagorie nie mające pokrycia w rzeczywistości. Proszę też nie sugerować się tym, że opisane powyżej zjawiska to domena tzw. "Polski B", bo jest to nieprawda. Taka "Polska B" jest tuż za naszymi opłotkami. Wystarczy tylko ruszyć się z domu.
Moja trasa przejazdu
Podczas podróży przeżyłem ciekawe doświadczenie, potwierdzające moją tezę o życzliwości ludzi. Otóż przyjechałem na przystań promową w Janowcu po godzinie 20.00, czyli po godzinie, do której przeprawa promowa jest czynna. Poprosiłem pana obsługującego prom o zrobienie jeszcze jednego kursu na drugi brzeg ( do Kazimierza), bo nie mam gdzie zanocować po tej stronie Wisły. Sympatyczny Charon (przewoźnik dusz przez rzekę Styks) uruchomił prom i za całe 6 zł przewiózł mnie jak panisko na drugi brzeg, skąd udałem się na nocleg pod namiotem na kempingu u Pana Pielaka.
Po nocnym wypoczynku udałem się na zwiedzanie Kazimierza, ale raczej gwoli udokumentowania mojego pobytu w tym mieście, niż jego zwiedzania, gdyż w Kazimierzu już wielokrotnie bywałem.
Spichlerz „Pod Wianuszkami” z lat 80. XVII w. przy ul. Puławskiej 64
Spichlerz Feuersteina z XVI w. z późnorenesansowym szczytem
Spichlerz Ulanowskich z 1591 r., ul. Puławska 34 (Muzeum Przyrodnicze)
Kościół farny św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja – zbudowany w latach 1586–1589
Tablica upamiętniająca katastrofę samolotową, w której zgięła para prezydencka i delegacja rządowa udająca się na uroczystości do Katynia. Proszę zwrócić uwagę, że na tablicy napisano” zginęli”, a nie „polegli”, co poddaje w wątpliwość oficjalny dogmat "religii smoleńskiej" o tym zdarzeniu.
Przystań wiślanych statków wycieczkowych
Rynek w Kazimierzu Dolnym- zabytkowa studnia
Kamienice Przybylów w Rynku
Drewniana zabudowa przy rynku
Pomnik psa „Werniksa”
Tuż przy kazimierskim Rynku znajduje się brązowy posąg psa. Żadna wycieczka nie ominie kundelka, głaszcząc go po nosie na szczęście. Dlatego też piesek ma już wygłaskany nosek, znacznie jaśniejszy od reszty pomnika. Pies, którego pomnik tak intryguje turystów, wabił się Werniks i przewodził wszystkim kazimierskim psim ulicznikom. Był on psem na tyle wyjątkowym, że znalazł się człowiek, który postanowił go przygarnąć. Zbigniew Szczepanek, malarz. Wkrótce potem wraz z psem wyjechał na stałe do Gdańska. Werniks jeszcze do Kazimierza powrócił- by pozować rzeźbiarzowi przy tworzeniu posągu. Był już wtedy bardzo stary i prawie ślepy. Ale opowieści o „Werniksie” tych „prawdziwych” i tych mniej prawdziwych jest znacznie więcej.
Ulice prowadzące do rynku
W głębi kadru widoczna Kamienica Celejowska. Dziś w kamienicy mieści się oddział Muzeum Nadwiślańskiego.
Królowa polskich rzek
Zamek w Kazimierzu
A to Kazimierz Wielki i ja
Wejście na szczyt góry Trzech Krzyży – najlepszego miejsca do podziwiania panoramy Kazimierza
A oto i szczyt wzniesienia
Trudy wspinaczki rekompensują takie piękne widoki.
Koła łopatkowe wiślanego bocznokołowca parowego „Traugutt”. Pamiętam ten stateczek stojący na przystani wycieczkowej, gdy przed ponad 20 laty przyjechałem do Kazimierza po raz pierwszy. Tylko tyle z niego zostało.
Na tym zakończyła się moja przygoda z Kazimierzem Dolnym.
Oczekiwanie na prom do Janowca.
Na promie
Zamek w Janowcu
Popas w wiosce Odrowążek po całym dniu jazdy.
W piątek ( 25 sierpnia) o godzinie 19.00 dojechałem do domu, udowadniając sobie, że jeżeli się chce, to można pokonać swoje słabości. I to już jest koniec mojej opowieści.
Kiedy szereg uzurpacji zdradza zamiar wprowadzenia władzy despotycznej, to słusznym jest odrzucenie takiego rządu.1776r Deklaracja Niepodległości
Re: Rowerem do Kazminierza Dolnego
padam do kończyn
Mucha nie siada
Mucha nie siada
Re: Rowerem do Kazminierza Dolnego
Chylę czoła przed Waszeci
Re: Rowerem do Kazminierza Dolnego
Brawo Irek
Kuba Pozdrawiam
Honda Varadero 125 V - Małe serce w dużym motocyklu
Dupy nie urywa ale pojeździć można na "B"
Honda Varadero 125 V - Małe serce w dużym motocyklu
Dupy nie urywa ale pojeździć można na "B"
Re: Rowerem do Kazminierza Dolnego
No, no za młodego to co innego.
Brawo.
I relacja też niczego sobie.
Brawo.
I relacja też niczego sobie.
- Sławcio
- Karawanier
- Posty: 3976
- Rejestracja: 03 gru 2012, 09:44
- Imieniny: 0- 0- 0
- Lokalizacja: Mazowsze
Re: Rowerem do Kazminierza Dolnego
Jak byłem młody to jeździłem tak jak Irek.
Teraz to podziwianie innych mi pozostało.
Brawo Irek.
Jak Ty w tym namiocie..... karawaningowiec
Jakąś cepkę powinieneś ciągnąć.
Teraz to podziwianie innych mi pozostało.
Brawo Irek.
Jak Ty w tym namiocie..... karawaningowiec
Jakąś cepkę powinieneś ciągnąć.
Pozdrawiam Sławek
Nie mam już Viaderka i Devilnej Hondy. Mam za to inną Suzi.
Nie mam już Viaderka i Devilnej Hondy. Mam za to inną Suzi.
- Sławcio
- Karawanier
- Posty: 3976
- Rejestracja: 03 gru 2012, 09:44
- Imieniny: 0- 0- 0
- Lokalizacja: Mazowsze
Re: Rowerem do Kazimierza Dolnego
Pozdrawiam Sławek
Nie mam już Viaderka i Devilnej Hondy. Mam za to inną Suzi.
Nie mam już Viaderka i Devilnej Hondy. Mam za to inną Suzi.
Re: Rowerem do Kazimierza Dolnego
Brawo
Też lobie jeździć rowerem, namawiam teraz zonę na pielgrzymkę rowerowa do Częstochowy za rok
Też lobie jeździć rowerem, namawiam teraz zonę na pielgrzymkę rowerowa do Częstochowy za rok
- Serenity
- Forumowicz
- Posty: 116
- Rejestracja: 11 sty 2015, 22:05
- Imieniny: 0- 0- 0
- Lokalizacja: Niwiska
- Kontakt:
Re: Rowerem do Kazimierza Dolnego
Brawo panie Irku.
Re: Rowerem do Kazimierza Dolnego
Ho, ho. Co za piękna i udana wyprawa.
Cieszy to, że wg fotek Kazimierz był jakby niemal wyludniony (co jest ewenementem), przez co jego piękno było należycie wyeksponowane.
Czy miałeś Irku szczęście widzieć tablicę upamiętniającą rotmistrza Pileckiego? Pytam, bo nie zamieściłeś wzmianki ani fotki dotyczącej bohatera.
Jak my byliśmy w tym mieście, wszędzie przewalały się nieprzebrane tłumy ludzi. W naszym odczuciu wszechobecny wówczas ścisk, szczególnie na Rynku (który sprawiał wówczas wrażenie miejsca jarmarcznego, z racji obecności handlarzy, przebranych na różne sposoby ludzi, muzyki, hałasu), rozpraszało to nas, nie pozwalało w pełni cieszyć wzroku pięknem miejsca, architektury.
Cieszy to, że wg fotek Kazimierz był jakby niemal wyludniony (co jest ewenementem), przez co jego piękno było należycie wyeksponowane.
Czy miałeś Irku szczęście widzieć tablicę upamiętniającą rotmistrza Pileckiego? Pytam, bo nie zamieściłeś wzmianki ani fotki dotyczącej bohatera.
Jak my byliśmy w tym mieście, wszędzie przewalały się nieprzebrane tłumy ludzi. W naszym odczuciu wszechobecny wówczas ścisk, szczególnie na Rynku (który sprawiał wówczas wrażenie miejsca jarmarcznego, z racji obecności handlarzy, przebranych na różne sposoby ludzi, muzyki, hałasu), rozpraszało to nas, nie pozwalało w pełni cieszyć wzroku pięknem miejsca, architektury.
Łucja (Lucyna) & Lucjan pozdrawiają
Re: Rowerem do Kazimierza Dolnego
Tak, widziałem w lapidarium za kazimierską Farą tablicę poświęconą rotmistrzowi Pileckiemu. Nie zamieściłem fotografii tej tablicy ze względu na zachowanie zwięzłości relacji. W tak krótkiej opowieści nie można przedstawić tego wszystkiego z czego słynie Kazimierz Dolny.powolniak pisze: Czy miałeś Irku szczęście widzieć tablicę upamiętniającą rotmistrza Pileckiego? Pytam, bo nie zamieściłeś wzmianki ani fotki dotyczącej bohatera.
Po prostu nie wiesz kiedy się do Kazimierza przyjeżdża. Trzeba tam być w drugiej połowie sierpnia. Te dzikie tłumy o których piszesz, przewalają się szczególnie w okresie festiwalu filmowego "Dwa brzegi". Potem Kazimierz staje się normalny i przyjazny zwiedzającym.Wtedy w piekarni Sarzyńskiego kulebiaki, cebularze i inne przysmaki można kupić "z marszu", bez stania w koszmarnych kolejkach. Dowodem na moje twierdzenie są załączone do relacji zdjęcia.powolniak pisze:Jak my byliśmy w tym mieście, wszędzie przewalały się nieprzebrane tłumy ludzi. W naszym odczuciu wszechobecny wówczas ścisk, szczególnie na Rynku (który sprawiał wówczas wrażenie miejsca jarmarcznego, z racji obecności handlarzy, przebranych na różne sposoby ludzi, muzyki, hałasu), rozpraszało to nas, nie pozwalało w pełni cieszyć wzroku pięknem miejsca, architektury.
Kiedy szereg uzurpacji zdradza zamiar wprowadzenia władzy despotycznej, to słusznym jest odrzucenie takiego rządu.1776r Deklaracja Niepodległości
Re: Rowerem do Kazimierza Dolnego
Co racja Irku, to racja.Irel pisze:(...).
Po prostu nie wiesz kiedy się do Kazimierza przyjeżdża. Trzeba tam być w drugiej połowie sierpnia. (...)
Mam świadomość, że są pory roku, w których pewnych miejsc się nie zwiedza. Gdy nabędę status emeryta, co nastąpi już niebawem, będę mógł z emerytką powolniakową podróżować w każdym dogodnym terminie, a nie tylko w weekendy i w porze urlopowej.
Łucja (Lucyna) & Lucjan pozdrawiają
Re: Rowerem do Kazimierza Dolnego
Przyjacielu, jesteśmy pod wrażeniem i wyrażamy szczere słowa uznania dla Ciebie i Twojej żony, Elżbiety. Wiara w Ciebie i Twoje możliwości mieszcząca się w Jej sercu jest przeogromna. I to jest wspaniałe. Sama relacja jak wiele innych to "majstersztyk". Szkoda, że nawet w takich wspaniałych sytuacjach "rzuca się w oczy" blichtr sprzedawany nam przez rządzących i niektóre media. Gratulacje.
Re: Rowerem do Kazimierza Dolnego
Zwiedzanie na rowerze to jest to co lubię.
Świetna relacja
Świetna relacja